Jesienią 2020 roku znalazłam Monikę. Mieszka w Wielkiej Brytanii od wielu lat, urodziła się w Polsce. Z wykształcenia jest nauczycielką języka angielskiego, dziś pracuje w biurze wypożyczalni samochodów. Kiedy 17 lat temu otrzymała w szkole w Polsce umowę tylko na krótki czas, a potem nie została ona przedłużona, Monika postanowiła spróbować w Anglii. Chciała w końcu zobaczyć Londyn. Bez żadnej umowy, po prostu po to, aby sprawdzić, jak tam jest. „Tylko rok na wyspie“. Nie mogła już pracować jako nauczycielka, ale codziennie mówiła po angielsku. Poznała swojego partnera i wkrótce urodziła córkę. Została.
Zauważyłam, że mówi z cudownym brytyjsko-angielskim akcentem. Gdy zamawiałyśmy kawę, przeszłyśmy z polskiego na angielski. Nie pamiętam dokładnie, gdzie mieszkała, gdzieś pod Londynem. Napisałam do niej, nie zaglądając wcześniej do notatek. Pamiętam tylko, że przeprowadziła się jakiś czas temu. Jak tylko zapytałam, czy możemy się spotkać, natychmiast odpowiedziała „tak“. Nie zgodziła się na moją propozycję, że chętnie do niej przyjadę, mówiąc, że już wystarczająco dużo czasu i przestrzeni poświęciłam na szukanie i znalezienie jej i jej rodziny, więc tym razem ona wyruszy w podróż.
Historia (rodziny) Moniki jest bardzo ciekawa. A jeszcze bardziej fascynujące jest to, jak ewaluowała ona w trakcie poznawania jej kolejnych tajemnic; każdy krok prowadził do odkrycia, pewnego uporządkowania, a wręcz zdemaskowania.
Początkiem była śmierć jej babci, w 1988 roku, około 35 lat temu, rok przed moim urodzeniem. Monika miała wtedy 16 lat. Dokumenty babci znalazła raczej przypadkiem – pomogła mamie w przygotowaniu wniosku o akt zgonu. Zebrała wszystkie dane: miejsce i datę urodzenia, dane współmałżonka, wszystko, co jest potrzebne do załatwienia formalności, gdy ktoś umiera. Monika znalazła akt ślubu babci z Franciszkiem, jej pierwszym mężem.
Zapisała sobie wszystkie daty, tak po prostu, zaciekawiło ją to. Wtedy Monika wiedziała – podobnie jak jej krewni – że pierwszy mąż babci został zamordowany przez Niemców w Auschwitz w 1945 roku.
Taki był przekaz.
Monika podjęła próby poszukiwania Franciszka, pierwszego męża swojej babci. Szybko dowiedziała się z archiwum Muzeum Auschwitz, że nie ma żadnych danych dotyczących nazwiska, którego szukała. Próbowała skontaktować się z Polskim Czerwonym Krzyżem. Po około roku otrzymała odpowiedź: znowu nic, ale przynajmniej powiedzieli, że skontaktują się z nią, jeśli kiedykolwiek znajdą coś na temat Franciszka. To było na początku lat dziewięćdziesiątych.
Minęło wiele lat, aż do 2001 roku, kiedy Monika otrzymała kolejną odpowiedź. Tym razem od Międzynarodowej Służby Poszukiwawczej w Bad Arolsen, blisko współpracującej z Polskim Czerwonym Krzyżem.
Informacje o Franciszku zapisane były po angielsku i (przede wszystkim) po niemiecku; nic po polsku. Monika nie mogła więc wiele zrozumieć. Nie było też nikogo, kogo mogłaby poprosić o przetłumaczenie niemieckich fragmentów. List leżał więc zapomniany.
Monika też nie wracała do niego myślami. Jednak pewnego dnia podczas rodzinnej rozmowy powrócił temat babci i Franciszka, i Monika przypomniała sobie, że coś już kiedyś przyszło. Gdzie był ten niemiecko-angielski list z odpowiedzią?
Była już wtedy w Anglii od dłuższego czasu. Postanowiła poszukać go przy następnej wizycie w Polsce. I zabrać z powrotem do Anglii. W międzyczasie pojawił się już tłumacz Google, który mógłby choć trochę pomóc. Ówczesny partner Moniki pracował przez jakiś czas w Niemczech, potrafił przetłumaczyć jedynie słowo „cmentarz“.
Dziwne.
Dlaczego cmentarz w Niemczech?
Google pomógł, ale w tekście było tak wiele skrótów, że nadal był on niezrozumiały. Tylko jedno było jasne: Franciszek nie zginął w Auschwitz w 1945 roku. Nigdy też nie był więźniem Auschwitz.
I przeżył czasy nazistowskie.
Pozostał w Niemczech, ożenił się po raz drugi – mimo że był już żonaty.
I to jeszcze z Niemką! Mieszkał w Górnej Frankonii od około 1947 roku. Franciszek był zarejestrowany jako DP-Person i przebywał w różnych obozach dla dipisów, w tym we Flossenbürgu. Podczas moich badań nad obozem dla dipisów w Flossenbürgu trafiłam na niego, na jego nazwisko i na Monikę.
„Znałam“ go głównie jako Franciszka i wydał mi się interesujący z kilku powodów. Niemcy aresztowali 34-letniego wówczas Franciszka już na początku okupacji, w listopadzie 1939 r. Od 1940 r. ten ojciec trójki dzieci przebywał w kilku więzieniach i obozach koncentracyjnych, wyzwolony został w Ebensee w Górnej Austrii.
SS zamknęło go w obozie koncentracyjnym jako „więźnia S.V.“, czyli tak zwanego „więźnia prewencyjnego“. Była to kategoria więźniów obozów koncentracyjnych, na temat której istnieje mniej badań, a także mniej wspomnień bylych więźniów, ponieważ piętno przestępczości i aspołeczności przylgnęło do nich nawet po 1945 r. Przez długi czas mało kto interesował się tą grupą ludzi, a sami ocaleni rzadko wypowiadali się, nie mogli i nie chcieli tego robić, ponieważ negatywne etykietowanie i klasyfikacja często nadal się za nimi ciągneły.
Jednak ta kategoria wprowadzona przez narodowych socjalistów i SS często nie miała nic wspólnego z rzeczywistością.
Kiedyś pisałam o tym w jednym z artykułów: „Już w latach siedemdziesiątych Międzynarodowa Służba Poszukiwawcza poinformowała, że w kompleksie obozów koncentracyjnych Mauthausen [gdzie przebywał również Franciszek] Polacy, którzy zostali zarejestrowani jako „więżniowie prewencyjni“ lub „przestępcy zawodowi“, w większości nie byli „wielokrotnymi przestępcami“: „Oznaczenie to zostało im nadane, ponieważ wcześniej odbywali karę w zakładach karnych lub więzieniach z powodów politycznych, takich jak słuchanie wrogich audycji radiowych, przygotowanie do zdrady stanu, naruszenie wojennych rozporządzeń gospodarczych, a także za kary niepolityczne“.“[1]
Takie informacje można znaleźć o Franzu/Franciszku. Został skazany na cztery lata więzienia za przygotowywanie zdrady stanu. Potem były więzienia, obozy karne i obozy koncentracyjne. Po wyzwoleniu przez Amerykanów, przechodząc przez różne obozy, trafił do Bawarii, to było wiosną 1946 roku, rok po zakończeniu wojny. Kiedy dowiedziałam się, że miał dzieci i nadal mieszkał w Bawarii aż do swojej śmierci w latach 90-tych, chciałam przynajmniej spróbować: czy może zostawił jakieś zapiski? Albo zdjęcia? Albo coś innego?
Warto było spróbować.
Bo ekscytujący był dla mnie również fakt, że po wojnie ożenił się z Niemką. W powojennym społeczeństwie polskim (a często także wśród dipisów) taki czyn spotykał się z ogromną pogardą. Związanie się z wrogiem, nawet długo po 1945 r. (tak jak w czasie wojny), było dla wielu absolutnym tabu; – nawiasem mówiąc, większość niemieckojęzycznego społeczeństwa w widziała to podobnie.
Nie dowiedziałem się niczego więcej o „niemieckiej“ rodzinie Franciszka, ale dotarłam do jego polskiej rodziny i w ten sposób znalazłam Monikę.
Dlaczego rodzinie Moniki i jej babci powiedziano, że Franciszek został zamordowany w obozie koncentracyjnym Auschwitz, to nie jest jasne również dla Moniki. Wszystko to jedynie domysły. Ale dzięki wielu pytaniom udało się jej przynajmniej dowiedzieć, że jedna ze starszych krewnych coś jeszcze pamięta: przyszedł kiedyś list od Franciszka, krótko po wojnie – list ten został znaleziony przez krewnych po śmierci babci. Było w nim zdanie:
“Nie czekaj na mnie, bo już nie wrócę.”-
List prawdopodobnie dziś już nie istnieje, ciotka nie chciała, by został przeczytany, nawet przez Monikę.
Czy babci Moniki łatwiej było uznać Franciszka za zmarłego, niż żyć z pewnym, prawdopodobnym lub faktycznym wstydem, że jej mąż nie wróci? Nie wróci do Polski, że nie zdecydował się na to? A potem ożenił się z inną kobietą, Niemką?
Możliwe.
Ale może było zupełnie inaczej. Ale ani Monika, ani ja nie potrafimy powiedzieć jak. Pytamy zbyt późno. A nawet gdyby ktoś zapytał 30, 35, 40 lat temu, być może wtedy też nie byłoby odpowiedzi. Niemniej jednak: Monika była blisko. Franciszek zmarł cztery lata po jej babci, w 1992 r. Jest pochowany na cmentarzu w Górnej Frankonii, około 60 kilometrów od byłego obozu dla dipiosów w Flossenbürgu.
Tekst po raz pierwszy ukazał się na blogu podróżniczym „Mit Geschichte(n) um die Welt” autorstwa Sarah Grandke, która obecnie w ramach swojej pracy doktorskiej pracuje w Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Australii: https://vakantio.de/mitgeschichteumdiewelt
Serdeczne podziękowania dla tłumaczy Ewy Gołoty i Georga Erdelbrocka.
[1] por. odpowiedź na wniosek, ITS do Bronisława K., 2.11.1976, Archiwum Arolsen, Archiwum Cyfrowe ITS, 6.3.3.2/110018796. oraz: Sarah Grandke, Moving memories – memories on the move? Erinnerungsinitiativen von Displaced Persons in Flossenbürg 1946/47, w: Beiträge zur Geschichte der nationalsozialistischen Verfolgung (wyd. KZ-Gedenkstätte Neuengamme), 2022, s. 45-64.